
W oryginale nazywa się z Z żôłtich wrëków. Jest typową potrawą kuchni kaszubskiej. Zobaczyłam brukiew na targu, pomyślałam – ładne warzywo. Kupiłam, i zaczęłam szukać co możnaby z niej przygotować. I nagle stało się jasne, dlaczego nigdy przedtem się z nią nie spotkałam. W rodzinnej Wielkopolsce nie jest tak popularna. Okazało się, że tu, na Pomorzu jest tak pospolita jak u nas kochane ‘pyrki’. Muszę przyznać, że zupa z brukwi to ciekawe doświadczenie kulinarne. Moim zdaniem jej smak jest połączeniem grochu i rzodkiewki. Nie wiem czy będę gotować ją częściej uznając tym samym rodzimą kuchnię mojego mężczyzny - kujawiaka. Pewnym jest to, że po zamianie ‘tej’ na ‘jo’, wypiłam kolejnego ‘brudzia’ z moim drugim domem.
Składniki
- duża żółta brukiew,
- włoszczyzna (np. mrożona)
- plaster wędzonego boczku,
- 3 ząbki czosnku,
- oliwa
- mleko,
- sól, pieprz,
- majeranek
Obraną i pokrojoną brukiew sparzyłam wrzątkiem, by straciła goryczkę. Następnie ugotowałam ją razem z włoszczyzną, boczkiem, dodatkiem oliwy z oliwek i majeranku. Podczas gotowania wrzuciłam czosnek i gotowałam do miękkości warzyw. Gdy zmiękły, przy pomocy blendera zmiksowałam zupę na gładki krem. By nie była zbyt gęsta dolałam trochę mleka. Doprawiłam do smaku, podałam z grzankami (z czerstwego chleba wycięłam szklanką krążki, posmarowałam masłem i wsadziłam na 15 minut do piekarnika z opcją grilla). Smacznego. Pa.
2 komentarze:
kuchnie regionalne to skarby :)
wygląda na bardzo delikatną i pyszną:) czy da radę zrobić zupę w wersji wege?
Prześlij komentarz