Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gałka muszkatołowa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą gałka muszkatołowa. Pokaż wszystkie posty

piątek, 30 sierpnia 2013

owsianka z brzoskwiniami, miodem i gałką muszkatołową. dodatkowo kota i Jostein Gaarder

Owsiankujemy, ostatnio troszkę rzadziej. Przy takiej pogodnie ciepłe śniadanie nie jest czymś zupełnie niezbędnym. W prawdziwy owsiankowy trans wpadniemy pewnie około października, kiedy to przed wyjściem z domu warto będzie zjeść coś co mile rozgrzeje nas od środka. Wiem, nie wszyscy lubią owsiankę, jednak mi się wydaje, że jeśli potraktować ją jak czyste płótno, można swoimi ulubionymi smakami przeistoczyć ją w najlepsze śniadanie świata.
Apropos rozgrzewania - ostatnio moje serce rozczulił widok małego kota, pozostawionego na pastwę losu w kartonie po butach, w śmietniku... przykro. Tym jednak zbiegiem wypadku mogę szczęśliwie przedstawić Wam Czu-czu vel Miszkę. Kotka zostaje z nami. Nie wiem jeszcze które imię przylgnie do niej na stałe, wiem jedynie, że jest kotem, który lubi czytać. Dokończyłyśmy 'Córkę dyrektora cyrku'. To moje drugie podejście do twórczości Jostein'a Gaarder'a . Poprzednio próbowałam przeczytać 'Świat Zofii i na próbach niestety się skończyło. Mimo ogromnej chęci język i tłumaczenie wszelkich filozoficznych tajemnic sprawił, że czułam się jak dziecko. To nie dla mnie. Wracając jednak do córki dyrektora, polecam wszystkim, którzy tak jak ja szukają książek balansujących na cienkiej linii pomiędzy rzeczywistością a fantazją. W niektórych momentach trudno mi było określić, czy ta historia mogłaby mieć miejsce, czy też jest kompletnie nierealna. To właśnie lubię najbardziej. Jeżeli chcecie poznać bohatera, który będąc niezwykle zdolnym i płodnym autorem nigdy nie decyduje się na wydanie książki pod własnym nazwiskiem, za to oferuje wypalonym autorom swoje prace jako wysoce ceniony produkt, przeczytajcie. Jeżeli chcecie poznać mężczyznę, który żyje ze świadomością, że gdzieś w Europie wąskimi uliczkami przechadza się jego córka, której imienia nigdy nie poznał, a jedyne na co mu pozwolono to opowiedzenie jej bajki o wspaniałym cyrku - przeczytajcie, ja pozostaję pod wrażeniem. Styl autora, mimo wcześniej czytanej historii o Zofii nie zawiódł mnie w ani jednym momencie i czuję, że będę wracać do jego książek. Swoją drogą ciekawe, ile dzieł na przestrzeni dziejów wydano pod niewłaściwym nazwiskiem i ilu wspaniałych ludzi odeszło niedocenionych, bo ich prace ukazały się pod szyldem kogoś zupełnie innego...


składniki

- szklanka ulubionych płatków owsianych,
- 1,5 szklanki mleka,
- 2 dojrzałe brzoskwinie,
- 2 łyżki miodu, (tutaj postawcie na własne upodobania, ja wybrałam facelinowy)
- szczypta soli,
- szczypta gałki muszkatołowej

Mleko wlewamy do garnka, podgrzewamy, wsypujemy płatki. Gdy się zagotują skręcamy gaz i dodajemy sól, gałkę. Następnie, gdy płatki będą już miękkie (ale nie rozgotowane), dodajemy miód i wkrawamy brzoskwinię. Część owoców zostawiamy do podania owsianki. 

Smacznego. Pa.


piątek, 15 marca 2013

apetyczne imbirowo gruszkowe muffiny od 'apetycznej panny dahl'

Dawno nie piekłam muffinek. Co prawda w końcu dotarliśmy do punktu w którym wiem o jakie wyśnione babeczki chodzi Marcinku, ale o nich tu dziś nie będzie. Bo jemu chodzi po prostu o biszkoptowe magdalenki. No niestety. Muffiny z otrębami będą inne. No będą, prawda? Takie nieco bardziej śniadaniowe niż po prostu, do kawki. I takie właśnie lubię.

 Przepis pochodzi z książki 'Apetyczna panna Dahl' i może słów kilka dla tych, którzy zastanawiają się nad zakupem, lub jeszcze nie mieli okazji książki przejrzeć. W moim odczuciu to bardzo kobieca, miła książka, zbierająca nie tylko przepisy, ale także opowiadania związane z autorką i smakami jakie w jej życiu się pojawiały. Bardzo ciekawe, miłe wspomnienia. Jeśli z kolei chodzi o przepisy, to zawiera moim zdaniem wszystkie 'musthave' pierwszej książki kucharskiej. Chlebek bananowy, zupa cebulowa i kilka innych, jednak nie chcę przytaczać reszty, w końcu każdy może trafić na dany przepis (bądź jego wersję) po raz pierwszy. Dodatkowo piękne zdjęcia, całość w macie, który moim zdaniem dodaje ciepła i  miękkości. Najlepiej zapamiętałam tekst o zimnych dłoniach. Jako, że sama mam zawsze zimne, już wiem dlaczego. Otóż mam ręce stworzone do zagniatania kruchego ciasta. Ha! Muffiny są pierwszym, ale nie ostatnim przepisem na który się decyduję. Kolejne będzie curry taty Sophie. Proste, bez tysiąca składników ale szalenie mnie zaciekawiło. Jeśli się uda, podzielę się z Wami wrażeniami. Tymczasem muffiny...

czwartek, 17 stycznia 2013

pasztet z królika z borowikami

Nigdy przedtem nie jadłam, ani nie piekłam królika. Uznałam, że najbezpieczniej będzie w pierwszej kolejności upiec z niego pasztet. Sporo nasłuchałam się o twardych, jałowych, niesmacznych daniach podawanych w niektórych domach i przyznam szczerze - bałam się troszkę. Może nie było to podejście jak pies do jeża, ale jak do szyszki na przykład ;) Następnym razem zdecyduję się na królika pieczonego z warzywami i drobną fasolką, coś łączącego smaki francuskich caserrole i brytyjskich stew. 

Sam pasztet oceniam bardzo dobrze, jest delikatniejszy w smaku niż ten wieprzowy. Dodałam do niego poza innymi przyprawami trochę jałowca, nieśmiałe 4 kuleczki, jednak po spróbowaniu doszłam do wniosku, że ze spokojem mogłam dodać kilka więcej.

Pasztetu wyszło sporo, część zrobiłam z borowikami, część bez, jednak tej wersji z grzybami będę się trzymać przy ewentualnych kolejnych okazjach. Jest wspaniały.

składniki (na 2 i pół foremki)

- 2 króliki,
- 1 marchew,
- 1 pietruszka,
- 3 cebule,
- pół selera,
- 5 ząbków czosnku,
- 300g wątróbki drobiowej,
- 3 jajka,
- spora garść majeranku,
- 4 kuleczki jałowca,
- 5 kulek ziela angielskiego,
- pół gałki muszkatołowej świeżo startej,
- około 3 łyżeczki soli,
- 2 łyżeczki świeżo zmielonego pieprzu,
- bułka tarta

- garść suszonych borowików

Króliki dzielimy na części, oprószamy solą i pieprzem i obsmażamy na rumiany kolor. Dodajemy obrane warzywa i 2 cebule, obficie podsypujemy majerankiem i umieszczamy w naczyniu żaroodpornym w piekarniku.

W międzyczasie wątróbkę obgotowujemy w wodzie bez soli. Studzimy.

Po wystygnięciu mięsa uważnie obieramy królika z mięsa, kości potrafią być bardzo drobne, jest z tym sporo roboty. Całość mielimy 2 razy. Dodajemy przyprawy, surowe jajka, także soki z pieczenia, wyrabiamy na w miarę luźną masę i próbujemy czy smak nam odpowiada. Pamiętajmy, że po upieczeniu pasztet lekko odparuje i będzie minimalnie bardziej słony.

Formy (w moim przypadku szklane długie formy i jedna mała metalowa) smarujemy masłem i wysypujemy bułką tartą. Namoczone wcześniej borowiki odcedzamy i siekamy, dodajemy do części masy. Pasztetem wypełniamy niemalże całe formy. Urośnie minimalnie ale opadnie...

Pieczemy w temoperaturze 190 stopni około godzinę, do czasu aż ładnie zarumieni się góra (a co widać przez szklane formy) także dół pasztetu.

Smacznego. Pa.

czwartek, 19 lipca 2012

muffiny marchewkowo - pomarańczowe z gałką muszkatolową

Powracam. Pomaleńku opadam jak bańka mydlana,  pełna magicznego pyłu, by już niedługo stykając się z ziemią uwolnić cały czar, kolorowy i jedyny. Nie łatwo tak wracać, bo cenne wspomnienia się piętrzą i ciężko mi wybrać od czego by tu zacząć. Od wesela? Nie, bo czekam na zdjęcie tortu. Pośród wielu, wielu innych wartych przekazania emocji, wybieram dziś koncert Faith no more. Pięknie było. Razem z mężem - tak, to już po ślubie - siedzieliśmy nad jeziorem maltańskim, słuchaliśmy znanych ballad i mocniejszych brzmień. Dźwięk troszkę się nakładał, no ale tego należało się spodziewać, w końcu nie zapłaciliśmy za bilety. Na tak zwanego 'waleta' na kocyku - zresztą jak spora ilość innych słuchających - patrzeliśmy w niebo, piliśmy wyskokówki i mimo nieczystych nut dobrze się bawiliśmy. Cenne chwile, koc ochrzczony piwskiem, ani jedna kropla deszczu i snująca się z wolna dobra muzyka. Lato mamy jakieś niemrawe, ale ten wieczór zapamiętam jako cudny i letni. Choć nie ukrywam, rześki jak te muffinki. Ta gruba warstwa lukru wcale ich nie przytłoczyła. Były w sam raz i wystarczająco dobre by upiec je ponownie. W wykonaniu banalne, dosłownie 'easy like sunday morning...'


składniki

- szklanka mąki,
- szklanka tartej marchwi,
- sok z 1 świeżo wyciśniętej pomarańczy,
- łyżeczka sody,
- łyżeczka proszku do pieczenia,
- pół łyżeczki tartej gałki muszkatołowej,
- pół szklanki cukru
- 1 jajko
- łyżka masła

lukier

- łyżeczka jogurtu naturalnego,
- cukier puder (dodajemy tak długo, aż lukier nabierze oczekiwanej konsystencji)

Masło topimy i łączymy z jajkiem, sokiem z pomarańczy (i miąższem). Dodajemy tartą marchew i suche produkty. Jeśli masa jest zbyt gęsta dodajemy trochę mleka. Jeśli rzadka - mąki. Wszystko zależy od wielkości marchwi i soczystości pomarańczy. Formę na muffiny smarujemy masłem, wykładamy papilotki, i wlewamy masę - do 2/3 wysokości. Pieczemy w temperaturze 180 stopni, przez 20-25 minut. Zupełnie wystudzone muffinki polewamy lukrem i ozdabiamy  skórką z pomarańczy.

Smacznego. Pa.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...