O tym, czy obiad będzie mięsny czy nie, decyduje osoba rządząca w kuchni - w tym momencie ja. Czasem, choćby się waliło i paliło i choć z piorunami burze, to nie zjem mięsa i już. Nie jestem weganką, ani wegetarianką. Nie mam żadnych ideologii, moim hasłem przewodnim jest 'jem na co mam ochote, bo widocznie moje ciało tego potzrebuje, ale nie pozwalam mu folgować, bo w końcu jestem tym, co jem a jestem zdecydowanie czymś więcej niż papierem toaletowym'. Tego dnia, gdy przygotowałam curry, spodziewałam się wiercenia dziury w talerzu w poszukiwaniu mięsiwa. Spodziewałam się, że usłyszę, że co prawda najlepsze co może być to indyjska kuchnia, oraz wiele ALE, po którym pojawiłyby się najdziwniejszej maści argumenty. Poprzez to, że prawdziwy mężczyzna.... i że odkąd ludzkość.... no i że kiedy cały dzień jest się na niewielu kaloriach to.... a tu wyobraźcie sobie,
.............................................................................
cisza. Ani słowa, ani chwilowego merdania w talerzu. Jadłam, delektowałam się tym curry takim, jakie chciałam je jeść i obserwowałam. Usłyszałam po chwili - zostało coś jeszcze? Rozumiecie? Że niby dokładka? Ha! Ale bez mięsa? Wychodzi na to, że się da! I czasami gotując pod siebie, czysto feministycznie, można dojść do wniosku, że pytania 'na co masz ochotę?' są bezsensowne. Ba! Wręcz nie na miejscu. Przecież obydwoje nie jemy brukselki, ja pamiętam i szanuję to, że on nie lubi dużej ilości suszonych ziół. Pytając z pewnością nie usłyszałabym o warzywnym curry. Albo co gorsza usłyszałabym o daniu na które ani nie miałabym czasu ani chęci. Ah, co lektura Gretkowskiej robi z nami kobiatemi.
składniki
- 2 słodkie ziemniaki,
- 1 mały kalafior,
- 200g świeżego szpinaku,
- 1 mała cebula,
- 150g gęstego jogurtu naturalnego,
- ulubione przyprawy kuchni indyjskiej
(kumin, kurkuma, chili, imbir, mieszanku curry i masali)
- sól do smaku
- olej roślinny (u mnie zawsze rzepakowy)
Cebulę pokrojoną w kostkę zeszkliłam na oleju. Ziemniak w kostkę gotował się z różyczkami kalafiora w osolonej wodzie (około 10min.) Odcedzone warzywa dodałam do cebuli, dodałam czosnek i szpinak. Na końcu, gdy szpinak się udusił, dodałam jogurt wymieszany z przyprawami. Dosoliłam do smaku.
Smacznego. Pa.
składniki
- 2 słodkie ziemniaki,
- 1 mały kalafior,
- 200g świeżego szpinaku,
- 1 mała cebula,
- 150g gęstego jogurtu naturalnego,
- ulubione przyprawy kuchni indyjskiej
(kumin, kurkuma, chili, imbir, mieszanku curry i masali)
- sól do smaku
- olej roślinny (u mnie zawsze rzepakowy)
Cebulę pokrojoną w kostkę zeszkliłam na oleju. Ziemniak w kostkę gotował się z różyczkami kalafiora w osolonej wodzie (około 10min.) Odcedzone warzywa dodałam do cebuli, dodałam czosnek i szpinak. Na końcu, gdy szpinak się udusił, dodałam jogurt wymieszany z przyprawami. Dosoliłam do smaku.
Smacznego. Pa.
15 komentarzy:
Myślałam, że feministyczne, bo przygotowane przez faceta :) Ja głównie kieruję się swoimi zachciankami kiedy gotuję dla mojej rodziny - ale nazwałabym to egoistycznym, a nie feministycznym, gotowaniem. Jednak uwzględniam też życzenia pozostałych członków rodziny, jeśli je mają - no bo przecież ich podniebienia też zasługują na to co lubią. A to, że mali, albo w pracy nie jest powodem by ich podniebienia karać.
Fajnie jeśli to co smakuje nam smakuje też im, a że warzywne curry smakowało to się wcale nie dziwię. Komu by nie smakowało, to wygląda pysznie!
w sumie to zaszalaje i zrobie to dzis wieczorem, akurat szukalam pomyslu na obiad ;)
Julia
Mój też jest mięsożercą pierwszego sortu i również grzebie w talerzu za mięsem:) Ale odkąd spróbował tarty warzywnej polubił je, więc staram się teraz jak najwięcej warzyw przemycać;) Chętnie przygotuję Twoje danie, bo już mi ślinka cieknie jak je widzę:)
Zapowiada się pysznie :)Bardzo ładnie też wygląda :)
U mnie to ja jestem miesozerca, Mezczyzna moglby zostac calkiem szczesliwym wegetarianinem ;) Czasem jednak nawet najbardziej zagorzaly miesozerca musi od miesa odpoczac. I taki odpoczynek jak twoje curry to ja bardzo lubie.
To coś dla mnie i mężysława mego! Muszę koniecznie zrobić.
Smacznie,kolorowo.
Pozdrawiam.
Ja też lubię gotować właśnie to na co mam ochotę :) To warzywne curry bardzo apetycznie wygląda i nie dziwię się, że nie było narzekania :)
Mój małż i ja też nie pogardzimy tak zacnym daniem:) pozdrawiam
Podzielam, co zostało powiedziane :D
oj ja też chyba jestem bardziej mięsna od męża :) ale na takie jedzonko zawsze mam ochotę :)
np jeśli mam znajomych wegetarian na obiadku...pysznosci
No nie! A ja właśnie wróciłam z zakupów podczas których już prawie nabyłam słodkie ziemniaki.. prawie, bo ostatecznie uznałam, że skoro nie mam na nie pomysłu..
No, a teraz pomysł mam! I to jaki - by wykorzystać Twój przepis!
Naprawdę gratuluję. Mistrzostwo! Mnie się też czasem udaje usłyszeć, że bez mięsa TEŻ jest dobre, ale ile ja się przy tym napocę, żeby było o męsku jadalne!!
a tutaj Ciebie zaskoczę Aniu..mój narzeczony sam z siebie, bez namawiania i intryg potrzeb do mnie i rzekł: Kotek, zróbmy w naszym życiu tak, że jeden, dwa dni w tygodniu jemy bez miesa:) I tak staramy się robić:) czyż to nie piękne:)
A ja..im więcej gotuje..tym częściej zdaję sobię sprawę..iż warzywa są na tylko wspaniałe, że czasem mięso po prostu jest zbędne:)
Pozdrawiam i macham do Ciebie tym razem z lewej strony a nie jak ostatnio z prawej strony:)
o, a umnie został odczarowany mit mięsożernego JEGO i roślinożernej JEJ ;) gratuluję jednak udanego ugotowanego i pyszmego curry! grils power! ;)
p.s. przy okazji informuję o moim wyróżnieniu dla Ciebie w zabawie One Lovely Blog Award http://cakes-and-the-city.blogspot.com/2011/08/oh-my-blog.html ;) tylko tyle ;)
Prześlij komentarz