Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szparagi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą szparagi. Pokaż wszystkie posty

środa, 25 lipca 2012

weselne menu

Dziś bez przepisu. Za to kilka wspomnień, kilka zachwytów i jeden upadek. Niewielki. I tylko mój. No ale był. Ale od początku... Ustalenie weselnego menu zajęło nam jakieś dwie godziny dyskusji. Mama, przyszły mąż, managerka hotelu i ja. Marcinku ledwo co wytrzymało, ale na wszelki wypadek nie dawało po sobie poznać w czym rzecz. Chociaż stawiając się w jego sytuacji... nie! Nadal nie rozumiem, w końcu ustalaliśmy coś ważnego. Z resztą dla niego jak i dla mnie jedzenie stanowi ogromny życiowy rozdział i nie mogliśmy potraktować menu tak ważnego jak weselne po macoszemu. Nie mogliśmy i już.




Dając komuś wolną rękę równie dobrze mogliśmy zabrać gości do sieciowej pizzerii. Ot, takie moje zdanie. O tym, że nie było rosołu już wspominałam i przyznaję, że ten czerwcowy dzień był tak upalny, że całe szczęście że ta tradycyjna rozgrzewająca trzewia zupa nie wjechała na 'dzień dobry'. Popłynął by wraz z moim makijażem każdy jeden osobnik pod krawatem i w marynarce, które bądź co bądź na początku wesela dla trzymania ramy każdy facet miał na sobie. Potem to już inna bajka, ale cóż - wiadomo w czym rzecz. 


Wracając do zupy. Migdałowo szparagowa, z palonymi migdałami. Troszkę się ich wystraszyłam, bo prażone to ja rozumiem, ale palone? Nie będą gorzkie? No nic. Gościom smakowało, co najważniejsze. Na drugie danie wsród różnej maści mięs, pojawiły się w akompaniamencie regionalnych pyz wołowe zrazy. Męska rzecz, przyznaję, że nie jadłam. W gorsetowej sukni było mi niezwykle ciężko zjeść więcej niż kilka kęsów kurczaka. Za to jakiego! Byłam w niebie. Piersi lekko podsmażane, nie gotowane jak do tradycyjnej potrawki, podane z białym sosem winogronowym. Dla mnie danie wieczoru. Bajka po prostu. Z pewnością postaram się coś podobnego przygotować w domu. Może na pierwszą rocznicę ;)

O reszcie dań długo by pisać, a że nie zwykłam pisać przydługawych postów, przejdę od razu do tortu. Przy nim to właśnie pojawił się mój dramat. Właściwie para dramatów. Dwie wielkie race. Paskudne. Nienawidzę ich. Miałam minę skwaszoną że ho ho. Wytłumaczyli mi - że tak się robi i już i mam nie robić afery. Nie zrobiłam, wiadomo - rama i fason ;) Jednak smak który wybraliśmy rozwiał gdzieś mojego foszka i wraz z gruszkami połknęłam całą niechęć do tych paskudnych rac. Tort gruszkowy odtąd co roku będzie u nas gościł. Pokochałam go miłością tak ogromną, że ciężko mi to opisać. Psychoza? Możliwe, jednak rzadko kiedy trafiamy na ciasto - podkreślmy - zamawiane, które jest idealnie słodkie, kwaśne, puszyste, zwarte, najlepsze. A ten tort właśnie taki był. Jestem szczęśliwą mężatką. Mąż był szczęśliwym zjadaczem zrazów. Oby nam tak zostało w naszym szczęściu. Amen.



piątek, 22 czerwca 2012

krem szparagowo porowy i coś o tradycji...

Z radością oznajmiam, że udało nam się odstąpić od rosołu w weselnym menu. Nie, nie planuję nic zbyt amerykańskiego, nie wstydzę się tradycji, uważam tylko, że w czerwcu podać gościom rosół, jest czymś niehumanitarnym. Nie podamy hektolitrów wódki i argument z 'podkładem' do mnie nie przemawia.  Wielkopolska szparagiem stoi. Dlatego zupę proponowaną przez szefa kuchni - krem migdałowy, postanowiliśmy urozmaicić o smak szparagów. Liczę, że będzie smakować wszystkim gościom. Ze smaków Wielkopolski będą także zrazy z buraczkami i pyzuniami. Wspaniale! Mam nadzieję, że to wystarczający dowód na to, że nie staję okoniem przed tradycją. Choć żeby tylko z menu były takie chocki-klocki. Pytałam Mamę, czy goście muszą śpiewać nam 'sto lat'??? No jakoś nie lubię... albo na wejściu nie wystarczy szampan z malinką, skoro w kielonku i tak wiadomo, że na puste brzuszki nikt przy zdrowych zmysłach nam wódki nie poda? Znalazłyśmy kompromisy, ale tradycja to tradycja....
Wracając do szparagów, nasza weselna zupa to powód dla którego jestem odrobinę szczęśliwsza. Bo uwielbiam ich smak, to że co sezon mam wyzwanie na przygotowanie nowego dania z nimi właśnie. W Anglii bardzo brakowało mi tych białych. Teraz w Polsce Marcinku wypatruje na straganach zielonych.  Szczerze mówiąc nie potrafię opowiedzieć się ani za jednymi ani za drugimi, ale przecież nie muszę. Pierwszą szparagową zupę robiłam ze sporą ilością koperku, za to teraz przygotowałam krem. Por nie zdominował szparagowego smaku, całość uzupełniała się idealnie, szkoda tylko że nie miałam groszku ptysiowego, do tej zupy pasowałby idealnie.

Odnośnie tradycji.... lubicie 'skrzypka na dachu'? wałkowałam całe dzieciństwo...


składniki

- pęczek białych szparagów,
- młody por, biała i jasnozielona część,
- łyżka masła,
- litr bulionu warzywnego (np. po sałatce warzywnej, lub po prostu wrzątek, wtedy jednak warto dodać kawałek bulwy selera i pietruszki)
- szklanka mleka,
- sól i pieprz

Szparagi obieramy. Por kroimy i szklimy na masełku. Wyjmujemy większość, resztę zalewamy bulionem, wrzucamy szparagi i gotujemy do miękkości. Dolewamy mleka, miksujemy. Przyprawiamy, dodajemy por, dekorujemy także nim.

Smacznego. Pa.

poniedziałek, 11 czerwca 2012

szparagowa sałatka z rzodkiewkami

To dla mnie nowe doznanie. Po usłyszanej ostatnio opinii, jakoby szparagi w szynce parmeńskiej miały być passe, postanowiłam połączyć je z innymi smakami. Odświeżyłam i podkręciłam ulubioną szparagową sałatkę. Podstawową wersję jedliśmy w zeszłym sezonie, gdy przygotowała ją moja Mama. Zachwyciła nas, Marcina nawet jako zwolennika zielonych szparagów. Fakt, sałatka jest przepyszna, mocno schłodzona cudnie orzeźwia soczystymi szparagami i koperkiem. Dodałam rzodkiewki, choć troszkę obawiałam się, że ich ostry smak zdominuje całość. No i co? Póki smaki się nie przegryzą, faktycznie tak jest. Rzodkiewka gra pierwsze skrzypce, przytłaczając bądź co bądź wyższego klasą szparaga. No i szkoda byłoby gdyby miało tak pozostać. Jednak po godzinie w lodówce, rzodkiewka odpuściła. Miałam wrażenie, jakby jej smak rozpuścił się w łyżce świeżego mleka. Innych słów nie potrafię użyć.... musicie spróbować :D

No i tak oto pękata, rumiana dziołcha z polskiej wsi, znalazła uznanie w oczach przystojnego up town boya - wysokiego i przystojnego szparaga. Ignorując konwenanse, w milczeniu, przytuleni pośród reszty składników, wspaniale bawili się na naszej domówce. I super. Z pewnością zaproszę ich ponownie.

składniki (porcja na 4 osoby)

- 10 plastrów ulubionej szynki gotowanej,
- mały pęczek białych szparagów,
- pęczek rzodkiewek,
- garść koperku,
- majonez,
- sól i pieprz

Szparagi obieramy i gotujemy w osolonym wrzątku ze szczyptą cukru. Po ugotowaniu studzimy. Szynkę kroimy w krótkie, wąskie paseczki, rzodkiewki w księżyce. Dodajemy zimne, pokrojone szparagi,  uprzednio osączone na sitku. Mają sporo wody, dlatego lepiej je osączyć, by uniknąć pływającej sałatki... Dodajemy majonez, przyprawy i koperek. Odstawiamy do lodówki na co najmniej godzinę.

Smacznego. Pa.

poniedziałek, 4 lipca 2011

szparagi bez gotowania


Po prostu. Bez wielu dodatków, a przede wszystkim - bez tracenia smaku w wodzie. Przepis dostalam od mamy, mama z kolei od znajomego, który lubi gotowanie równie mocno jak ja.

A z tymi szparagiami to bylo niezle zamieszanie. Napatrzylam sie na blogach, oj napatrzylam. A na peczek tych zielonych czekalam, az w koncu przyjechaly z Poznania, a ja nieomalze rozwinelam przed nimi czerwony dywan. I co tu teraz z nimi poczac? W pascie? Quiche? Kiedy Marcinku kreci nosem i chce po prostu! Z wody! Aby (po raz enty) wilk byl syty a owca w jednym kawalku, zapieklam je w piekarniku otoczone w oliwie i przyprawach, pod kolderka z parmezanu. Smakowaly.Pozostaly chrupkie, co uwielbiam w warzywach. Zniknely natychmiast, nie zostawiajac nawet karteczki z napisem wracamy za rok...



skladniki

- peczek zielonych szparagow,
- 3 lyzki oliwy z pestek winogron,
- sol i pieprz do opruszenia,
- kilka szeroko startych platow parmezanu,
- 2 lyzki wody

Szparagi przycielam, umylam i otoczylam w oliwie i przyprawach. Przykrylam parmazanem, na dno naczynia wlalam wode. Pieklam w srednio goracym piekarniku - 120 stopni przez okolo 45 minut. Warto sprawdzic, czy twardosc warzyw jest odpowiednia do naszych upodoban.

Smacznego. Pa.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

krem ze szparagów z wędzonym łososiem


Znacie kogoś kto nie lubi szparagów? Ja znam. Moje Marcinku nie lubi tych białych. Przepada za zielonymi, ale niestety tu u nas niezbyt mamy do nich dostęp. Napisałam że nie lubi? To znaczy tak mi się tylko zdawało. Okazało się, że jestem w błędzie, a sałatka ze szparagami mojej mamy smakuje mu jakby była z mięsa, kiełbasy i schabu (bo on taki mięsny typ jest). Zupa w której pływały łebki szparagów i spora ilość koperku początkowo nie spotkała się z jego uśmiechem, a raczej z kwaśną miną. Okazało się jednak że wystarczyło dorzucić trochę wędzonego łososia i mamy efekt motyla. Aromat wędzy nadał zupie wspaniałego wyrazu, polecam wszystkim, którzy w sezonie chcieliby spróbować 'innej' zupy ze szparagami w roli głównej. Łowienie łębków szparagów w zupie przypomina mi wędkowanie, tym chętniej nucę nad garnkiem The Chemical Brothers - The Salmon Dance a przepis dodaję do akcji Obee.

I jeszcze jedno. Obiecałam sobie, że tego nie napiszę, ale nie mogę się powstrzymać.... Zauważyliście jak po szparagach dziwnie pachną siuśki??? One filtrują (nie flirtują). Asz, te szparagi.

składniki

- pęczek białych szparagów,
- bulion warzywny (ugotowałam włoszczyznę, a warzywa trafiły później do sałatki)
- pół szklanki mleka (wersja light) lub śmietanka (wersja de luxe)
- sól i pieprz do smaku,
- garść świeżego koperku,
- kilka plastrów wędzonego łososia (dziękuję rodzicom za dostawę znad Bałtyku)


Go przygotowanego wcześniej bulionu warztwnego dorzuciłam obrane, pokrojone w około 2cm kawałki szparagi. Gotowałam do miękkości. Następnie wyjęłam łebki, a resztę zmiksowałam. Do zupy dodałam mleka, koperku, oraz pokrojonego w kosteczkę łososia. Następnie dodałam troszkę tylko soli i pieprzu - do smaku. Plaster łososia udekorował całość.

Smacznego. Pa.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...