Ta książka długo czekała, bym o niej napisała. Czekała na odpowiedni przepis i odpowiedni czas. Czytaliście 'Godziny'? Tak na prawdę, to dopiero one przyniosły sławę autorowi, a 'Dom na krańcu świata' był jego debiutem, moim zdaniem bardzo dobrym debiutem. Jak każda godna uwagi powieść, tak i ta jest wielowymiarowa, zależnie od wrażliwości czytelnika uwypukla inne sprawy jako najistotniejsze. Porusza niełatwe kwestie mniejszości seksualnych i robi to jednocześnie subtelnie i szorstko. Zrozumienie? Tak, jak najbardziej jest czytelne, także tolerancja. Jednak co powiedzieć o bohaterze, który nienawidzi swojego partnera i brzydzi się tym, że choruje na AIDS? Może po prostu w ten sposób autor ukazuje nam nasze ułomności, nie kreuje wyidealizowanych postaci? Jonathana i Bobbiego poznajemy w ich najlepszych czasach dzieciństwa. Nierozłączni przyjaciele z różnych domów, borykający się z innymi problemami. Zakochani w sobie czy też nie, przeżywają z sobą pierwsze namiętne chwile, by następnie na jakiś czas zniknąć ze swego życia i pojawić się w nim w dorosłym życiu, jako inni ludzie.
Piszę o książce dziś, bo tak jak bohaterowie nie wiem czy ten dom na krańcu świata wreszcie stoi przed moimi oczami, czy muszę jeszcze wędrować, by znaleźć swoje miejsce. Jestem w o tyle lepszej sytuacji, że wiem kim jestem, nie muszę szukać siebie. Oni ta drogę przebywają na oczach czytelnika, drogę która nie jest ani prosta ani gładka. No i wreszcie moja sałatka. Kalafior w niej jest inny, choć smakuje prawie identycznie jak tradycyjny. Ma tylko inny kolor. Zwyczajny, nie zwyczajny, tak jak bohaterowie mierzący się z własną seksualnością, akceptacją w oczach środowiska jak i własnych. A akceptacja samego siebie bywa trudniejsza niż zapewnienia tysięcy oczu o tym, że wszystko z nami ok...
Nie wiem czy swoimi własnymi przemyśleniami, a nie recenzja zachęcę kogokolwiek do lektury, jednak jest to jedna z ciekawszych współczesnych, nienagłośnionych powieści jakie miałam w rękach. Na prawdę polecam.
składniki
- główka fioletowego kalafiora,
- sałata (dodałam strzępiastą, bo taką Mama kupiła) :)
- jajko na twardo,
- czerwona cebula,
- pierś z kurczaka
- 2 łyżki oliwy,
- ulubione zioła,
- płatki chilli,
- kilka kropli soku z cytryny,
- szczypta cukru, soli i pieprzu
Kalafior myjemy, dzielimy na różyczki, gotujemy w osolonym wrzątku ze szczyptą cukru. Pierś z kurczaka przecinamy na dwie płaskie części. Marynujemy w ziołach, przyprawach i oliwie (łyżkę marynaty zachowujemy przed marynowaniem), smażymy z obu stron na złoty kolor. Sałatę płuczemy, układamy na talerzu, dodajemy kalafior, jajko, kurczaka pokrojonego w cienki paski, cebulę w piórkach (ilość zależna od Waszych upodobań) i skrapiamy oliwą z przyprawami.
Smacznego, pa
5 komentarzy:
Mnie zachecilas - zaraz zabieram sie za szukanie tej ksiazki. A swoja droga, moze dolaczysz przepis do mojej literackiej akcji?
http://maggiegotuje.blogspot.co.uk/2012/08/literatura-na-talerzu-2012-zaproszenie.html
Pierwszy raz widzę takiego kolorowego! :))
A Michaela lubię bardzo od dawna!!! :))
zapowiada się ciekawie, jak będę miała okazję na pewno przeczytam, bo ostatnio próbuje czegość innego niż moje ukochane fantasy:)a kalafior nieziemski:)
Jaki fajny kalafior :-) Pierwszy raz takiego widzę.. A powieść? Czemu nie.. ostatnio jestem na fali.. ;-)
Piękny post! a kalafior wygląda super, gdzie Ty dostałaś takiego okaza ;)buziaki
Prześlij komentarz