Uwielbiam domową chińszczyznę. Szczególnie po tym jak ostatnio w centrum handlowym dostałam coś, co chińszczyzny nie przypominało w ogóle. Nie wiem czy porównanie będzie obrazowe, ale moja ukochana Babcia miksując makaron (ten cienki, do rosołu) z warzywami na patelnię i jajecznicą otrzymałaby lepszy efekt niż kucharz, który z pewną siebie miną zapytał mnie- widelec czy spróbuje pani pałeczkami? Pamiętam też przypadek, gdy sos słodko-kwaśny jak bum cyk smakował jak ten który ja podaję do gołąbków. I jak tu nie próbować własnych sił z kuchniami orientalnymi, powiedzcie mi JAK??? No nic. Wyleczyłam się z chińczyka na mieście raz na zawsze. I tak na prawdę, mając w domu zapas dobrego sosu sojowego i świeże, chrupkie warzywa, łącząc je z drobiem, świnką, skorupiakami, wyczarujemy dania których na pewno nie skrytykowałby żaden Azjata. Prędzej pokłoni się nam w pas, niż wspomnianemu kucharzowi, który do baru stir-fry dostał się chyba z przypadku.
Przepis pochodzi z książki bowl food, w której sporo ciekawych chińskich dań inspiruje mnie do dalszych poczynań, dlatego... konicziła i do przodu!!! Jako wisienkę na torcie proponuję Lily Allen.
składniki (na posiłek dla dwóch osób)
- opakowanie duuużych krewetek (250g)
- 2 gniazdka jajecznych noodli (bezzmiennie m&s),
- dymka,
- strąk papryczki chilli (ususzoną dostałam od przyjaciółki),
- łyżka cukru trzczinowego,
- 3 łyżki jasnego sosu sojowego,
- mąka kukurydziana
Noodle gotujemy. Sos sojowy, cukier, pokrojone/pokruszone chilli mieszamy z łyżką wrzątku. Marynujemy krewetki. Kroimy dymkę. Krewetki szybko smażymy w woku, aż będą pięknie różowe. Dodajemy mąkę rozrobioną w kilku łyżkach wody. Dodajemy noodle i dymkę. Energicznie mieszamy. Moim zdaniem nie trzeba solić, jednak przed podaniem sprawdźcie smak.
10 komentarzy:
Myślę, że i moja Babcia zrobiłaby lepszą "chińszczyznę", aniżeli ta Twoja sobotnia!
A ja kupiłam masło orzechowe i nie zawaham się go użyć! (o ile nie zdrowie pozwoli)..
Nie ma jak domowa chinszczyzna! Podoba mi sie twoja krewetkowa wersja.
A Lily Allen to moze niekoniecznie "my cup of tea", ale lubie na nia popatrzec. Ma w sobie jakis taki lobuzerski urok :)
Sama nazwa już mnie zniewala! Uwielbiam!
Myślę, że powinnaś otworzyć konkurencyjną knajpkę temu panu, co to zna się na sosie do gołąbków ;P
no! to się nazywa dobry obiad/obiadokolacja :D pychota! też preferuję domowe smaki azjatyckie :-)
a ja się dalej nie mogę przekonać do krewetek... ale pracuję nd tym ;)
Aniu,
Wlasnie pod wplywem Ciebie ostatnio zrobilam kurczaka w sosie sojowym, miodkiem sezamem..imbirem..wyszlo przepysznie:) zaczynam dzieki Tobie eksperymentowac azjatycko:D
Zjadłabym takie słoneczne danie;))
U mnie dzisiaj w sanatoryjnym menu, na kolację, między innymi będzie spaghetti po chińsku. Z rozsądku zapisałem się na kurze udko z warzywami.
Tadeusz
Oj żarłbym :) love krewetki
Prześlij komentarz